Zamek w Rydzynie okiem redakcji

Boli, gdy czytam o sytuacji zamku w Rydzynie. Jako miłośniczka historii zawsze byłam dumna z tego, że mieszkam w Rydzynie, barokowej perełce Wielkopolski. Zamek mijałam codziennie, gdy jeździłam do szkoły na rowerze i lubiłam się wokół niego włóczyć.
Pamiętam, że sale zamkowe zwiedzaliśmy podczas lekcji, a w domku ogrodnika spędzało się czas już po nich. To w okolice Zamku chodziło się na spacery, pierwsze randki czy wypady ze znajomymi. . Nie o tym jednak chciałam pisać, bo historia obiektu jest znacznie bardziej interesująca od wszystkiego, co działo się wokół niego w pierwszych latach XXI wieku.
Wszystko zaczęło się od Jana z Czerniny, zwanego później Rydzyńskim.. Zanim pojawił się obiekt, który znamy dzisiaj, na wspomnianym terenie istniał zamek, wybudowany w konwencji gotyckiej. Podmokłe tereny i dobra lokalizacja w okolicach Rowu Polskiego miały chronić przed najazdami. Zamieszkiwał w nim ówczesny właściciel ziemski i choć budynek nie przetrwał, na jego murach powstał barokowy pałac, w którym zamieszkiwał później ród Leszczyńskich. Był siedzibą dwukrotnego króla Polski, Stanisława Leszczyńskiego, którego losy to materiał na inną opowieść. Gdy trafił w ręce kolejnych właścicieli, Sułkowskich, przechodził okres rozkwitu. To w czasie urzędowania tego rodu posiadłość nabrała ostatecznych kształtów i do dziś możemy podziwiać bogato zdobione wnętrze.
Po śmierci ostatniego ordynata stał się siedzibą, podlegającą pod cele szkolne. Najpierw funkcjonowała tam pruska placówka, później – w okresie międzywojennym – eksperymentalne Gimnazjum i Liceum im. Sułkowskich. Jego dyrektorem był wybitny pedagog, Tadeusz Łopuszański. Metody wdrażane w szkole okazały się nowoczesne jak na owe czasy. Misja została przerwana wraz z wybuchem II wojny światowej, kiedy to budynek Zamku stał się siedzibą internatu hitlerowskiej młodzieży.
Po wojnie zamek został podpalony, jednak i tę trudną chwilę udało się mu przetrwać. Budynek odrodził się jak feniks z popiołu i stał się później siedzibą SIMP (Stowarzyszenia Inżynierów Mechaników Polskich). Ciekawe wnętrza i urokliwa okolica mogłaby przyciągać osoby zwiedzające. W budynku odbywają się konferencje, wesela i imprezy okolicznościowe. Goście mogli też skorzystać z hotelu i z restauracji, a przy okazji poznać bogatą historię obiektu i okolic. Niestety, moim zdaniem, nie był wykorzystany cały potencjał tego miejsca. Park nie zawsze zachwycał i przyjeżdżający niekiedy mogli się negatywnie zaskoczyć, gdy wyruszyli na spacer alejkami i stanęli nad lustrzanką, w której na zdjęciach z internetu odbijał się zamek, a która była pusta. Właściciele zadbali jednak o to, by obiekt spełniał swoje wymagania.
Gdy wydawało się, że wszystko zmierza ku lepszemu. Rydzyna została zapisana jako Pomnik Historii, mogliśmy obserwować, jak budynek zostaje poddawany renowacji, a imprezy okolicznościowe przyciągały w okolice Zamku wielu ludzi. Los bywa przewrotny, posiadłość przetrwała wiele trudnych momentów – pewnie i z tym obecnym sobie poradzi, bo nie wyobrażam sobie, żeby odwiedzać go tylko podczas tzw. urbexu.
Mam nadzieję, że Zamek nie popadnie w ruinę, choć niejeden pałac – także w okolicy – spotkał smutny los i dziś świeci pustkami, zamiast oświetlać swoim blaskiem i przyciągać turystów są jedynie reliktem przeszłości.
tekst: K.Z