Nauka przez podróżowanie – wywiad z Michałem Miarą

Michał Miara jest studentem IV roku geoinformacji inżynierskiej. Razem ze swoimi kompanami z Koła Naukowego Geografów wziął udział w eskapadzie do Ameryki Południowej. Michał zdradza nam, m.in. czego nauczył go projekt GEOpraktyki, jak wygląda regionalna kuchnia i co podobało mu się najbardziej. Zapraszamy!
Dlaczego akurat Andy i Ameryka Południowa? Skąd pomysł na projekt właśnie w tym regionie?
Pomysł narodził się w głowach uczestników pierwszej edycji GEOpraktyk, która odbyła się w 2015 roku. Członkowie tamtej ekspedycji prowadzili badania na terenie Peru. Można zatem spytać, dlaczego właśnie Peru? A odpowiedź zabrzmi: „A dlaczego nie?”. A tak na poważnie, Boliwia była bardzo dobrym celem do przeprowadzenia różnorakich badań ze względu na swoją wewnętrzną różnorodność.
Gdzie zamierzasz następnym razem wyjechać?
To dobre pytanie, bo chciałbym zobaczyć cały świat. Jednocześnie patrząc na najbliższą przyszłość poza Europą, w przyszłym roku marzy mi się odwiedzenie Kanady.
Jak zaaklimatyzowałeś się w klimacie Ameryki Południowej?
Praktycznie bezproblemowo. I z niewiadomych przyczyn byłem w tej kwestii szczęśliwcem, gdyż reszta ekipy naukowej miała momentami wielkie kłopoty, na przykład z chorobą wysokościową, która występowała ze względu na wysokości rzędu 4000-5000 metrów nad poziomem morza. Mój organizm zniósł wszystko bardzo dobrze. Warto zaznaczyć, że klimat Ameryki Południowej jest niesamowicie zróżnicowany. Wydaje mi się, że wśród wielu ludzi występuje przeświadczenie o gorącym i wilgotnym klimacie w Ameryce Południowej. I oczywiście, znajdziemy takie miejsca. Jednak tereny wysokogórskie czy obszary pustynne to powierzchnie o zdecydowanie odmiennych charakterystykach. Z tego powodu musieliśmy zabrać ze sobą zróżnicowany ekwipunek.
Jak układała się współpraca Waszej grupy?
Bardzo dobrze. Mieliśmy wspólne cele i każdy wiedział, że pracuje dla dobra całej ekipy. Pomagaliśmy sobie nawzajem w trudnych sytuacjach. Nasza grupa to nie tylko zbitka kilku przypadkowych osób, znamy się dobrze i czuliśmy się swobodnie w swoim towarzystwie, a to bardzo pomagało.
Jakie miejsce najbardziej Ci się podobało?
W kwestii miast urzekło mnie Santiago, stolica Chile. A jeśli chodzi o aspekty przyrodnicze, mógłbym bardzo dużo wymieniać. Wodospady Iguazú na granicy argentyńsko-brazylijsko-paragwajskiej, pustynia solna Salar de Uyuni w południowej części Boliwii czy wybrzeże klifowe Pacyfiku w pobliżu chilijskiego miasta Antofagasta. Jednak gdybym miał wybrać to jedyne miesjce, do którego chciałbym wrócić najbardziej, byłyby to Wodospady Iguazú.
Co było najbardziej niebezpieczne w podróży?
To co powiem może wydawać się dziwne, ale nie przypominam sobie ani jednego momentu z tej 3-miesięcznej wyprawy, w którym czułbym się zagrożony. Niebezpieczne samo w sobie jest przybywanie w dżungli, gdzie każdy wąż czy pająk może okazać się Twoim zabójcą. Niebezpieczne może być poruszanie się autostopem kilkanaście tysięcy kilometrów od domu. Niebezpiecznie może być podejście na szczyt lodowca bez żadnego doświadczenia w kwestii zdobywania tak wysokich koron. Mógłbym takie sytuacje wymieniać, jednak w danym momencie nie myśli się o czymś takim jak niebezpieczeństwo, bo gdybyś jako biały człowiek bał się w Ameryce na każdym kroku, nie poznałbyś jej nawet najmniejszego kawałka.
Co było w tej podróży najbardziej pasjonującego?
Odkrywanie tych niesamowitych miejsc, które wcześniej widziało się tylko w Internecie lub w telewizji. Już jako małe dziecko bardzo lubiłem oglądać z tatą filmy dokumentalne na temat dżungli. A tu proszę, mały Michał kilkanaście lat później na własnej skórze dowiaduje się, jak taki ekosystem funkcjonuje. Poznawanie to najlepsza cecha naszej wyprawy.
A jaka sytuacja była najtrudniejsza?
Dostosowanie ilości ubrań i ekwipunku do wymogów ekspedycji, a następnie zmieszczenie tego do plecaka. Dzisiaj wiem, że połowy z mojego ekwipunku nie wziąłbym powtórnie ze sobą. Jeśli wspomniałem o plecaku, w kwestii wysiłku fizycznego trudne było na pewno oddychanie na wysokości od 4000 metrów wzwyż oraz poruszanie się z plecakami. Nie łatwo jest codziennie nosić na plecach dom, a tak mogę nazwać moje dwa plecaki, które łącznie ważyły około 30 kilogramów. Sytuacją, która obniżała morale, a także była trudna do zniesienia również fizycznie, było spanie przy niskich temperaturach. Spędziliśmy kilka nocy w temperaturze oscylującej wokół 0-1 stopnia Celsjusza. Ciepłe śpiwory, czapki na głowach, kilka warstw ubrań i rękawiczki pomagały sobie z tym poradzić dość dobrze, jednak ja jako `zmarzluch` miałem z tym mały problem. Jednak nie były to sytuacje typu „O nie, dość tego, wracam do domu”. To małe przeciwności natury, z którymi jak najbardziej można było sobie poradzić.
Czy udało się Wam zobaczyć i zwiedzić wszystko, co planowaliście wcześniej?
W kwestii naukowej tak, odwiedziliśmy wszystkie zakładane miejsca. Jeśli chodzi o część `turystyczną`, niestety nie do końca. Ekspedycja naukowa skończyła się 13 października w Boliwii, co dało nam jeszcze 3 tygodnie do dotarcia do Sao Paulo, skąd mieliśmy lot powrotny. Tego dnia rozdzieliliśmy się na pary i każdy mógł zobaczyć to, co najbardziej go w Ameryce intrygowało. Ja te 3 tygodnie spędziłem z moim przyjacielem z Leszna, Jackiem Płocieniczakiem. Naszym celem było zobaczenie Pacyfiku, poznanie kilku miast Chile, Argentyny, Urugwaju i Paragwaju. Jak się okazało, 3 tygodnie na tyle miejsc to bardzo mało. Nie udało nam się nawet wjechać do Urugwaju, a Paragwaj można powiedzieć, że odwiedziliśmy tylko na chwilę. W sumie możemy być jednak zadowoleni, gdyż poznaliśmy w sumie 5 wspaniałych krajów, a na pozostałe jeszcze kiedyś przyjdzie pora.
Czego nauczyła Cię ta podróż?
Szerszego spojrzenia na świat, na jego mieszkańców i ich potrzeby. Mimo że nie był to survival, na pewno nauczyłem się kilku praktycznych rzeczy odnośnie życia z plecakiem, np. gospodarowania żywnością, wodą. Taka wyprawa uczy też pokory, szczególnie w odniesieniu do natury. Z ludźmi zawsze można się dogadać, porozumieć, z naturą i jej nieprzewidywalnością NA SZCZĘŚCIE nie, co moim zdaniem czyni ją tak niesamowitą.
Jak wcześniejsze wyobrażenia o Ameryce Południowej mają się do rzeczywistości?
Część wyobrażeń pokrywała się z rzeczywistością, a część kompletnie mnie zaskoczyła. Znałem konkretne strefy klimatyczne i roślinność, więc co wyglądało niemal tak jak przewidywałem. Natomiast wyobrażenie o życiu- nie można tego generalizować odnośnie całej Ameryki Południowej, ponieważ każdy kraj jest całkowicie odmienny od pozostałych. Jeśli chodzi o Boliwię, niesamowitym jest fakt, jak miasta tętnią życiem. Najczęściej ludzie nie mają tam dużych majątków, handel uliczny występuje na ogromną skalę, a jednak mieszkańcy są uśmiechnięci, chętni do pomocy, życzliwi. Co mimo wiedzy na temat kontynentu mogło zaskoczyć i wprawić w osłupienie, to ogrom wszystkiego i różnorodność. Sao Paulo to 22-milionowa aglomeracja, dżungla to 40- stopniowe upały, lodowce tropikalne to ujemne temperatury na bardzo dużej wysokości, Chile to w dużej części obszar pustynny. Bieda miesza się z bogactwem, urodzaj z brakiem wody w niektórych dużych miastach. W Ameryce Południowej można zobaczyć wszystko, jednak, żeby zwiedzić i poznać choć trochę cały kontynent, moim zdanie potrzeba na to minimum 1 rok.
Jak jedzenie? Czy regionalne potrawy trafiły w Twoje gusta?
Zdecydowanie. Nie stołowaliśmy się w drogich restauracjach. Próbowaliśmy wielu lokalnych potraw w każdym kraju i można powiedzieć, że nasze podniebienia były wniebowzięte. W samej Boliwii upodobaliśmy sobie rodzinne jadłodajnie, gdzie babcia gotowała zupę, mama obierała warzywa, tata wszystko nadzorował, a dzieci pełniły rolę pomocy kuchennej, tudzież kelnerów. Ot, taki rodzinny biznes, a do tego tani i smaczny.
Jak rozłożyły się koszta podróży?
Najwięcej pieniędzy każdy z nas wydał z pewnością na bilety lotnicze i jedzenie. Noclegi najczęściej organizowaliśmy za pomocą platformy Couchsurfing. Czasem, na przykład w górach, spaliśmy w schronisku, kilka nocy spędziliśmy w namiotach, a kilka, gdy pogoda pozwalała, pod gołym niebem. Noclegi pochłonęły część budżetu, ale nie bardzo znaczącą.
Opowiesz naszym czytelnikom jakąś ciekawą sytuację?
Gdy podróżowałem już wyłącznie z Jackiem, przytrafiło nam się bardzo dużo ciekawych sytuacji, mniej lub bardziej nam sprzyjających. Jedną z tych drugich była sytuacja, gdy na tydzień przed planowanym odlotem bankomat w argentyńskiej miejscowości Chajari `wciągnął` nam naszą jedyną już wtedy kartę debetową (moja straciła ważność miesiąc wcześniej, więc przydatna była tylko ta Jacka). Był to piątek, godzina 21, a w soboty i niedziele banki nie funkcjonowały. W takim wypadku musieliśmy spędzić w tym mieście, swoją drogą niezbyt ciekawym, 3 dni. A to ze względu na to, że karta ta była w tym momencie naszym jedynym źródłem pieniędzy, ponieważ nie posiadaliśmy żadnej gotówki. Na szczęście mieliśmy zapasy jedzenia, które pozwoliły nam przetrwać te 3 dni. Pomógł nam też miejscowy chłopak, Matias, z którym spędziliśmy trochę czasu. Jego rodzina poczęstowała nas także wspaniałym obiadem. W poniedziałek rano poszliśmy do banku i odzyskaliśmy kartę. Można powiedzieć, że straciliśmy tam 3 dni, które mogliśmy poświęcić na eksplorację Paragwaju, ja jednak wolę myśleć, że zyskaliśmy przyjaciela na drugim końcu świata.
Jak porozumieliście się z tubylcami?
Po hiszpańsku, z każdym dniem coraz lepiej. Czasem udawało się nam znaleźć osobę mówiącą po angielsku, wtedy było łatwiej. Nie mieliśmy problemu w posługiwaniu się hiszpańskim komunikatywnie, ludzie najczęściej wiedzieli o co nam chodzi, czego potrzebujemy. Nasz akcent i gramatyka na pewno pozostawiały wiele do życzenia, jednak nie wstydziliśmy się tego, a gdy było trzeba kupić jedzenie, nie było miejsca na bariery językowe.
Jakie zwyczaje Cię zaskoczyły?
W tym wypadku nie było raczej zaskoczenia. Dużo czytałem o zwyczajach i tradycjach przed wyprawą i miały one miejsce w rzeczywistości. Jedynym, dość drastycznym zwyczajem, jest chowanie ciał ludzkich pod budową wieżowców w celu złożenia ofiary Matce Ziemi. Na szczęście nie miałem okazji się z nim spotkać!
Jak podobała Ci się uroda miejscowych kobiet?
To zależy. Nie wszystkie kobiety mogłyby startować w konkursie Miss Piękności, jednak na ogół `było na co popatrzeć`. W Brazylii królowały wszystkim dobrze znane bujne kształty kobiet, w Boliwii kobiety na ogół były niższe i bardziej krępe, a najładniejsze damy, co zgodnie męska część załogi oceniła, można było zobaczyć w Chile. Jednak chciało się i tak wrócić do Polski i zobaczyć nasze piękne kobiety.
Czy jeszcze coś chciałbyś dodać?
Zachęcam do podróżowania, które kształci i pozwala odkrywać niesamowite rzeczy. Chciałbym z całego serca podziękować wszystkim osobom i podmiotom, które pomogły mi w przygotowaniu się do wyjazdu. W szczególności instytucjom z naszej gminy, które wsparły mnie finansowo: Urzędowi Miasta i Gminy Rydzyna, firmie 4LAN oraz firmie Agromix. Z tym wsparciem zorganizowanie ekspedycji było o wiele łatwiejsze.
Wyjątkowe podziękowania należą się jednak moim rodzicom, a szczególnie mamie, która ze łzami w oczach żegnała mnie i mówiła, żebym za 3 miesiące wrócił do domu. Tak zrobiłem, a wsparcie rodziców było wspaniałe i nieocenione, za co będę im wdzięczny do końca życia.